Notka 32
Pewien cichy i z łagodności swego charakteru znany kramarz miał zwyczaj, zamknąwszy w niedzielę swój handelek, łowić sobie ryby w Sekwanie i nadzwyczaj uszczęśliwiony wracał do domu, jeżeli mu się udało kilka złowić płotek. Ale pewnego razu oddając się tej nader ekonomicznej czynności, usłyszał głos wołający do niego, jak gdyby z wody: "Anzelmie, powieś się, powieś, mój kochany!" Oglądał się na wszystkie strony, lecz nie widząc nikogo, schwytał na nowo za wędkę, lecz znów owo "Anzelmie, powieś się!" na niego wołało. Zniecierpliwiony zaczął szukać po nadbrzeźnej wiklinie, czy się w niej jakiś żartowniś nie ukrył: ale jak tylko na swe dawne powrócił miejsce, zaraz mu te same głosy dochodziły do uszów. Tu strach go już przejął, bo oczywiście miał z djabłem do czynienia; a chociaż go powszechnie za poczciwego znano człowieka, to jakżeby to było, ażeby paryski kramarz nie miał czegoś przecie na sumieniu. Fałszywe wagi, drobne zdzierstwa i ukrzywdzenia stanęly mu na myśli, a do tego jeszcze skąpstwo i gderactwo w swoim własnym domu. Zabrał się wśród tego i śpieszyl zamyślony do miasta, gdy naraz podniósłszy oczy, ujrzał wisielca bujającego się na pobliskim drzewie i patrzącego okropnie na siebie wybiegłemi na twarz oczyma. Tego już było za nadto: uciekł więc co siły i przybiegłszy w największym nieładzie do domu, całe to zdarzenie opowiedział żonie. Słysząc to biedna kobieta sądziła że mąż zachorował nagle i pobiegła poszukać lekarza. W pół godziny powróciła też z nim razem; lecz znalazła już męża wiszącego na środkowym od świecznika haku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz