Notka 15
Pierwszy bataljon pułku Latour d`Auvergne w którym doktor Parent był lekarzem bataljonowym, za Napoleona I, otrzymał rozkaz wystąpić za miasto Palmi, w Kalabryi, i śpieszyć ku morskiemu brzegowi, dla przeszkodzenia nieprzyjacielskiemu wylądowaniu. Po dwudziestocztero - godzinnym marszu bataljon stanął noclegiem w zwaliskach starożytnego opactwa, o którym szły wieści, że tutaj zły duch mieszka. Żołnierze z wieczora śmieli się z ostrzeżeń włościan sąsiednich wsi i rozłożyli się pod na pół rozwalonemi sklepieniami. Ale jakież było powszechne zdumienie i przestrach, kiedy, o samej północy przeszło stu żołnierzy wybiegło na dziedziniec w okropnem przerażeniu, twierdząc że po nich biegał duch, w postaci wielkiego czarnego psa. Żołnierze francuzcy nie byli tchurze i nie lękali się byle czego, ale zapewniali tu że to było nie widzenie, ale prawda, nie słuchając żadnych dowodów, trzymali się swego. Następującej nocy, wszyscy oficerowie objeli dyżur w czasie nocy, żeby uspokoić żołnierzy; ale pomimo tego, wczorajsza scena powtórzyła się we wszystkich szczegółach. Przeszło stu weteranów opisywali ducha w postaci czarnego psa, zupełnie jednostajnie, i mieli widzenie w jednej i tej samej chwili.Oficerowie zaś nic nie widzieli, i żaden czarny pies nie wbiegał do tymczasowych koszar, ale żołnierze trzymali się swego i woleli spać pod otwartem niebem, niżeli raz jeszcze doświadczyć deptania widma. Trzeciego dnia bataljon wyruszył z tego miejsca, i odtąd nic podobnego nigdy się więcej nie wydarzyło. Zwaliska starożytnego opactwa znajdowały się w bliskości miasta Tropea.
(Parent, w artykule "Incube", zamieszczonym w wielkim słowniku nauk lekarskich: Grand Dictionnaire des sciences medicales, XXXIV)
Bardzo ciekawy opis! Nie słyszałem o nim nigdy, ciekawe czy jeszcze owe ruiny tam są. Historia ta przypomniała mi troche opis jaki przytoczył ksiądz A. Zwoliński w książce pt. "Wywoływanie duchów":
OdpowiedzUsuń"Polskie średniowiecze znało zjawy ze świata umarłych, głównie z czyśćca, które odwiedzały żyjących a nie niepokoiły. Przykładem może być błąkająca się dusza brata Cherubina, należącego do wspólnoty bernardyńskiej w Poznaniu, którego los opisuje Jan z Komorowa, autor kroniki zakonnej, powstałej już w XVI w.
Brat Cherubin przed śmiercią nie zdążył uregulować długu za wino, zaciągniętego u właścicieli winiarni, zaś braciom nie przyznał się, że część wspólnych zasobów, uzyskanych z jałmużny, wydał na jedzenie i łakocie. Jako pokutnik czyśćcowy brat Cherubin był łagodny i nikogo nie przerażał: pojawiał się we własnej, zwykłej postaci, chociaż potrafił przyjąć też postać psa, biegnącego u nóg kobiety, którą obarczył zadaniem zwrotu długu za wino.
Brat Cherubin przestał się ukazywać na ziemi po odprawieniu za niego odpowiednich modlitw"