Notka 73.
W okresie międzywojennym szeroko był znany niejaki Gajda z Posania koło Rozwadowa. Powszechnie rozpowiadano o nim, że "trzyma ze złem". Niektórzy domyślali się, że diabła na usługi sprowadził mu głośny "owcarz spod Kraśnika". Z usposobienia Gajda był "ponurym człowiekiem, któremu wszyscy schodzili z drogi". Rozpoznawano go po tym, że "nawet do kościoła chodził zawsze z parasolem, z którym nigdy się nie rozstawał". "Nigdy nikomu nie zaszkodził w niczym, ale też nikt nie potrafił jemu zaszkodzić. Wszystko u niego stało otworem. Na polu zostawiał na cale noce różne narzędzia pracy, których nikt nie mógł ukraść, bo zaraz wszystko wiedział. Jak mu ktoś coś zabrał z pola, to na drugi dzień szedł Gajda do złodzieja, dotykał go w ramię i powiadał: "Połóż tam, gdzie było". Za wałem obok jego gospodarstwa rosła śliwa. Czasem młodzież z Rozwadowa zmawiała się z charzewskimi chłopakami i razem wybierali się do Gajdy na śliwki, nikomu jednak nie udało się ich narwać, bo zawsze jakiś wielki chłop ubrany na czarno pilnował tych drzew.
Gajda spał w alkierzu, do którego drzwi były zawsze otwarte, ale wstępu do środka nie miała nawet jego żona. Jeśli wleciała tam mucha, to zaraz martwa padała na ziemię. Na jego rozkaz żona gotowała codziennie garnek kaszy jaglanej na czystej wodzie bez soli. Gajda sam codziennie stawiał ów garnek przy nodze swego łóżka. Jedni twierdzili, iż czynił to zawsze z rana, po czym wychodził z alkierza, inni zaś mówili, że robi to wieczór, a zły miał przychodzić nocą i zjadać kaszę.
Nikt w okolicy nie dziwił się, że Gajda był bogaty, wiodła mu się chudoba i nie poniósł żadnej krzywdy w gospodarstwie. A kiedy się zestarzał mówił do ludzi: "Tam u mnie w alkierzu za łóżkiem stoi bat, idź i weź se go, będziesz nim tylko śmigał, a konie będą ci się dobrze wiedły". Jakoż przed jego śmiercią zabrał ten bat od niego inny gospodarz z Posania. Dlatego Gajda umarł spokojnie i po śmierci nic w jego domu nie straszyło, bo zdał innemu swego diabła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz