Notka 66.
Na kraju wsi pod lasem, stała mała chatka, a w niej żyła baba Perepełycha. Gdzie kto we wsi był chory, która dziewka chciała zaczarować parobka, każdy udawał się do Perepełychy, a ona za miskę mąki, wódki flaszkę, lub kawał słoniny, wszystkiemu zaradziła: jednych leczyła, drugim dawała cudowne ziele co się zwało "Lubymene". Mówiono, że nieraz w nocy ślizgał się po niebie jakby wąż ognisty i spuszczał się na jej chatę, spotykano ją, jak po nocy ze skopcem i miotłą w ręku uganiała po polu, a niektóre baby zaklinały się na wszystko w świecie, że Perepełycha ma ogon. Słowem, wszystko wskazywało, że to była czarownicą.
Przed śmiercią kazała swej córce wyjść z chaty, ale córka nie usłuchała, tylko ukryła się za piecem. O dwunastej godzinie w nocy zmarła stara, a w tej chwili zleciało się mnóstwo diabłów do chaty. Poszwargotali coś po niemiecku i polecieli w komin, a tylko dwóch zostawili przy trupie. Jeden wytrząsł z niej kości i zakopał koło pieca, a drugi wlazł w ciało nieboszczki. Gdy pierwszy diabeł się oddalił, zlazła córka Perepełychy z pieca i przez cały dzień grzała wodę w kotle.
Tymczasem przyszli diaki, aby odmawiać psalmy i modlitwy. Gdy północ znowu nadeszła, nabrała córka baniak ukropu i zlała nim trzy razy ciało swej matki. Za trzecim razem wyskoczył z trupa poparzony diabeł i umknął kominem. Wtedy córka wykopała kości, które zaraz weszły w ciało Perepełychy i tak dopiero pochowano ją po ludzku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz