Notka 59.
Mój ojciec, będąc drwalem, pracował w odległych lasach. Powracał do domu nocą, często bardzo późno. Pewnego wieczoru, kiedy byliśmy już wszyscy w łóżku, zapukał do drzwi: "Otwórzcie" powiedział drżącym głosem. Już w domu powiedział: "Tyle się kręcę po tych lasach, nigdy się niczego nie bałem i nie wierzyłem różnym bajdom, ale teraz muszę przyznać, że przewodnicy wilków istnieją. Przy drodze do Neverdiere natknąłem się na człowieka otoczonego stadem wilków. Ręką nakazał dwóm wilkom towarzyszyć mi aż do wsi. Są tam na zewnątrz teraz i czekają. Słuchajcie, jak psy ujadają na nie".
Rzeczywiście zewsząd było słychać szczekanie psów. "Córko moja" rzekł mój ojciec, "wstań i rzuć im kawał chleba". Tak bardzo się trzęsłam, że za nic nie chciałam zejść z łóżka.
Ojciec wziął z kredensu bochen chleba, ukroiwszy dwie kromki, rzucił je na drogę. Wtedy ujadanie ucichło.
Ale cała historia nie skończyła się na tym. W następną niedzielę ojciec poszedł do karczmy napić się z kompanami. Karczmarz wybudował sobie dom, co wszystkich wielce zdumiało, bo nie pracował nigdzie i nikt nie wiedział, skąd wziął na to pieniądze.
Wszyscy tedy zaczęli myśleć, że jest czarownikiem, że zarobił jako przewodnik wilków na usługach samego diabła. Ojciec, będąc wciąż pod wpływem strachu, opowiedział przygodę, jaka go spotkała. Karczmarz źle to przyjął, bo myślał, że to przytyk do jego osoby. Cała dyskusja przemieniła się w ogólną kłótnię. Niechęć obecnych zwróciła się przeciw karczmarzowi, który był uważany za przewodnika wilków.
Nieszczęśnik nie mógł mieć żadnej wątpliwości, kiedy na jego widok krzyczano: "Zabić wilka, zabić wilka!" Większej zniewagi nie mógł doznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz