Notka 161.
Relacja sędziwej staruszki...
Szłam do sąsiedniej miejscowości,żeby to rodzinę dokładniej mówiąc
ciotkę odwiedzić.Niedaleko to było ale poszłam na skróty przez
pola,była ładna ciepła pogoda więc i myśli miałam wesołe.Tak idąc
przez pola minęłam jeden zagajnik i znów pola, daleko gdzieś słońce
zachodziło,potem kolejny zagajnik, potem znów pola, taka przeplatanka
jak to u nas jest, lasy sosnowe bo ziemia licha i tylko to dobrze
rośnie,ostatni kawałek drogi wiódł przez las,różne tam były drzewa
i liściaste i iglaki przeróżne rosły chaszcze krzaki różnorodność
duża;
Zmierzchać się zaczęło więc w tym gęstym lesie półmrok już panował, zbliżałam się powoli do ciemnej ściany lasu.
Kiedy nagle na piaszczystą drogę wyszła bardzo wysoka
postać, stanęła i patrzała mi prosto w oczy jej wzrok czy może szok
jaki przeżyłam rzucił mnie na ziemię, nie czułam bólu tylko strach
który uniemożliwiał jakikolwiek działanie. Patrzałam się na
postać, wysoka, cała owłosiona w długim burym płaszczu, to co
spowodowało mój paraliż to był widok głowy tej postaci, pysk
wilka, cała ta postać wyglądała jak wilk, tylko była dwa albo trzy
razy większa stała na dwóch tylnych łapach i ten straszna głowa
wilka zamiast ludzkiej, to nie była maska ani przebranie, słyszałam
odgłosy dzikiego zwierzęcia, sapanie warczenie parskanie
pomrukiwanie, wszystko potęgowało strach, leżałam na drodze,
świat jakby nie istniał, byłam tylko ja i ta postać, nie wiem ile to
trwało, ale w pewnym momencie ocknęłam się i rzuciłam do
ucieczki, przewracając się i co chwilę upadając,ciągle odwracając
się i patrząc z wielką trwogą na tę postać, przebiegłam już bardzo
długi kawał drogi a mimo to postać stała na swoim miejscu, wyraźnie
nawet z daleka ciemny kontur postaci odrysowywał się na jasno
żółtej piaskowej drodze, czułam że w każdej chwili nawet z takiej
odległości to coś niewiele się wysilając mogłoby mnie dopaść i
rozszarpać, ale tego nie robiło, więc nie byłam celem tego
''spotkania''. Ledwo żywa ze strachu i mocno
obtłuczona (upadałam co kilka metrów,uciekając jak najdalej od tego
czegoś) wróciłam do domu. Nikomu nie opowiedziałam co mnie spotkało
bo i tak nikt by mi nie uwierzył, rodzinie powiedziałam że uciekałam
przed bezpańskim psem,musiałam wyjaśnić jakoś poharatane ubranie
potłuczone kolana i zadrapania na nogach.
Dopisek "Jana Kowalskiego":
Była to osoba wiarygodna i nie opowiadała tego chętnie,mówiła całkiem poważnie,i była przy zdrowych zmysłach,nie brała żadnych silnych leków działających na psychikę itp.
Bardzo ciekawe :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń