Ze wspomnień dziadka lata powojenne, 1946 rok
Żołnierze niemieccy
Była to pierwsza wiosna po wojnie,walk wokół naszej miejscowości
nie było zbyt wiele,kilkanaście niemieckich mogił było na cmentarzu
a drugie tyle rozsypanych wkoło wioski, jedna mogiła gdzie kilka
trupów z Wehrmachtu leżało, była w lesie, niedaleko drogi którą czasem
przechodzili ludzie na skróty idąc na targ do większego
miasteczka. Mogiła to był kopiec z ziemi i kamień wielkości
dyni, który tam ludzie postawili. Co jakiś czas przybiegał do wsi
ktoś przypadkowy kto tamtędy przechodził,najczęściej jacyś drobni
gospodarze jadący na targ furmankami, krzyczeli że Niemce stoją przy
mogile. Ludzie śmiali się z nich, jacy Niemce przecież rok temu
wojna się skończyła, co wy gadacie, i tak z tych co widzieli ludzie
żarty prawili, ale co kilka miesięcy jakiś człowiek donosił że
szwaby przy mogile w lesie stoją. Aa że byłem w milicji nie z własnej
woli lecz odgórny nakaz przyszedł że młodzi do milicji muszą
wstąpić, kilku milicjantów było, więc ja obok mogiły tą drogą chodził
i tych szkopów szukał, choć mi się śmiać chciało bo żadnych Niemców
od wojny nikt nie widział, ale postanowił ja sprawdzić co za tym się
kryje i ewentualnych żartownisiów na komisariat sprowadzić.
I tak żem chodził tam ze dwa miesiące i nic, zły zacząłem być czysto
na siebie za marnowanie czasu, ale przyszedł dzień jakoś połowa
miesiąca, i wybrał się ja na moją przechadzkę, idę wchodzę w las i do
mogiły się skierowałem. Koło wieczora było, ale jeszcze jasno choć w lesie trochę mrok już
panował stanąłem jak kołek wbity w ziemię. Przy mogile pięciu
żołdaków niemieckich było jeden tylko stał i rękę wyciągał a reszta
ciężko poharatana leżała, miałem automat ja przy sobie ale rzuciłem
na ziemię broń i patrzę się na nich a oni na mnie, strach mnie
obleciał bo widzę że to nie ludzie, ale podszedłem bliżej ich, dwa
metry ziemi nas dzieliły niby to obraz rzeczywisty a jednak
złudny, to widma były, z bliska żem zobaczył że widzę przez ich ciało
co jest za nimi, to trwało jedną krótką chwilę, i spostrzegłem że
zniknęli, nie było ich, nie wiem jak to się wszystko wydarzyło ale
nikogo już nie było tylko spróchniały zgniły krzyż leżał złamał się
ostatnim lecie. Następnego dnia nowy krzyż z dębowych desek wbiłem w
miejsce starego, mogiłę żem też oczyścił, pacierz też żem odmówił i
nigdy więcej ja o żadnych szwabach nie słyszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz